Jasiek
Stały bywalec
Dołączył: 12 Cze 2007
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Luboń
|
Wysłany: Nie 20:52, 01 Lip 2007 Temat postu: (o\ | /o) Zdaje się, że trzeba przygotować chustki do nosa. |
|
|
„Koniec służby”
Zatoka Meksykańska to najlepsze tło dla historii, którą chcę Wam opowiedzieć. Historia ta zaczęła się bowiem prawie 60 lat temu w Niemczech, a zakończyła tak niedawno właśnie w Meksyku.
Pan Cholula jeszcze raz przeciera czerwoną ściereczką błotnik – miły gest, choć nie był konieczny. Samochód jest w końcu fabrycznie nowy, ale kiedy chodzi o numer 21 529 464 z 21 529 464 wyprodukowanych egzemplarzy, dba się o takie drobiazgi, choćby dla zasady. To szczególne pożegnanie nie tylko dla pana Choluli, który jest pracownikiem z najdłuższym stażem Volkswagena de Mexico. Żegnamy także inną legendę tego zakładu... Vocho.
Cholula od 40 lat pracuje w fabryce na wszystkich możliwych stanowiskach. Dziś jako szef robotników obsługujących taśmę czyści dla porządku ostatnią blachę.
I to by było na tyle. Stuknęło 58 lat. Ponad pół wieku budowano tutaj samochód, który był synonimem słowa „Volkswagen”, a mimo to nigdy nie doczekał się marketingowej nazwy oprócz skąpego okreśłenia modelu „Typ 11” albo lapidarnego „limuzyna”.
Bo temu niepozornemu Garbusowi – o którym mówi nasza historia wielu przypisywało różne symbole – chrabąszcz (Kafer) mówili na niego w Niemczech, żuczek (Beetle) określali go w Anglii, czy Vocho – jak się go nazywa tutaj w Meksyku, gdzie nieprzerwanie od 1954 roku wykorzystuje się go zarówno na wsi jak i w mieście.
Już sama jego sława – taksówki wyposażeonej jedynie w siedzenie kierowcy i ławkę z tyłu, daje się porównać tylko ze sławą legendarnej taksówki londyńskiej.
Fabryka. Ciężkie prasy – niektóre pochodzą jeszcze z lat 50. – zdają się przepraszać blachę, zanim z łoskotem na nią spadną, by uformować część boczną, błotnik czy charakterystyczną maskę. Ludzie tutaj wydają się wyjątkowo mali. Praca przy taśmie, przypominającej raczej potężną rzekę z wolna płynącą do ujścia jest wymagająca i różnorodna. W ciągłym użyciu są jeszcze standardowe urządzenia, to i owo trzeba wystukać młotkiem i obrobić ręcznie, przypiłować i oszlifować.
W magazynach na swoją kolej czekają ostatnie już pokryte jedynie mikrometrową warstewką gruntu karoserie, czekają cierpliwie, zawinięte w folię.
Już niebawem ostatnie sztuki legendarnego Garbusa wjadą na sterylne stanowiska lakiernicze i montaż podzespołów. Na placu widać elementy nowych pojazdów, które za kilkanaście tygodni zaczną opuszczać bramy meksykańskiej fabryki. Na zmodernizowanych liniach produkcyjnych, znajdą się między innymi Volkswageny New Beetle.
No to w drogę! Zabraliśmy Garbusa z taśmy i „zaprowadziliśmy” go nad morze. Ocean jest celem celów. Tu narodziło się wszelkie życie, uderzenia fal można porównać do nieustannego następowania po sobie epok, tu dźwięczy pieśń istnienia i przemijania.
Małe niepozorne z wyglądu, ale wielkie duchem, jak nigdy dotąd autko przygotowało się do swego ostatniego święta wyjątkowo starannie. Ulitima Edicion, seria licząca zaledwie 3000 egzemplarzy przypomina wspaniałe czasy wielkiego sukcesu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy to rozpoczął się niemiecki cud gospodarczy. Kiedy patrzymy na naszego pięknego Garbusa wiemy, że mamy do czynienia z symbolem minionej epoki, ale symbol ten jest jeszcze ciągle tak bardzo świeży, tak pełen młodzieńczej energii i witalności. Trudno wręcz uwierzyć, że takie cudo wysyła się na emeryturę. I to właśnie tu w Meksyku, dla którego Garbus ze znanymi od lat zaletami jest wymarzonym modelem: nieskomplikowany silnik (46KM wystarcza do szczęścia). Sprężyste resorowanie – które tak dobrze sobie radzi z „leżącymi policjantami” w dość brutalny sposób dbającymi o ograniczenie prędkości na terenie zabudowanym.
Garbusowi do twarzy z szerokimi oponami, jasnoniebieskim lakierem, chromowanymi dodatkami i godłem Wolfsburga na przedniej masce. Jednak pomijając wszelką romantykę Ulitima Edicion jest godnym zaufania przyjacielem, który odważnie walczy z tropikalnym deszczem, dzielnie przedziera się przez polne drogi, a w zamieszaniu na ulicach wielkich miast utrzymuje się na czele peletonu.
Jedyna usterka, z jaką przyszło nam się zmierzyć w tej ostatniej podróży. Spowodowana została w górach, na jednej ze stacji benzynowech zapomniałem zakręcić wlew paliwa. Silne parowanie benzyny ujawniło się na ostrych zakrętach, przepięknej trasie Puebla – Oaxaca. Za tymczasowe zamknięcie posłużyło nam denko od butelki coli. Przy okazji nasz inżynier – amator pobrał kolejną życiową naukę, kiedy silnik z powodu zbyt szczelnego zamknięcia i tym samym braku dopływu powietrza do baku zaczął się krztusić. Po kolejnych technicznych usprawnieniach prowizorycznego, ale wyjątkowo szczelnego korka dotarliśmy do celu naszej podróży – Zatoki Meksykańskiej...
Ocean. Wybrzeże nad zatoką. Samochodzik ledwo zaparkował, a już stopił się z otoczeniem – z niebem i wodą. Fale zdają się go omijać. Mimo to, nie czekając na nadejście przypływu, zabieramy go w miejsce, gdzie grupka uśmiechniętych mieszkańców tej wspaniałej okolicy myje samochody turystów. Jeszcze jedno pożegnanie. Zdaje się, że trzeba przygotować chustki do nosa...
[link widoczny dla zalogowanych]
Źródło: Volkswagen Magazyn (nie pamiętam numeru)
______________
garbate pozdrowienia!
/Jasiek/
&VW_1300S_72' Gabriel
&VW_1200_84' Garbiagunia
"(...)Ugly, Slow, Noisy, Expensive...My Bug"
Post został pochwalony 0 razy
|
|